26 marca 2019

"Lucyfer" Jennifer L.Armentrout


Nie byłam do końca przekonana, czy "Lucyfer" jest lekturą, która może mi się spodobać. Sceptycznie podchodziłam do pierwszych rozdziałów, bo niby coś się działo, ale nic takiego co byłoby zaskakujące. Nie zniechęcałam się, ponieważ bardzo zaintrygował mnie "Gabriel", czyli drugi tom z tej serii i stwierdziłam, że wypada najpierw poznać pierwszy tom o braciach deVincent. 

Na początek przedstawię wam głównych bohaterów tej trylogii, czyli Lucyfera, Demona i Diabła. Niesamowicie bogatych i nieziemsko przystojnych mężczyzn, którzy mieszkają pod jednym dachem w ogromnej i dość przerażającej willi. Przed laty w rezydencji zabiła się ich matka, a teraz ich ojciec. A do tego wszystkiego po dziesięciu latach nieobecności do posiadłość de Vincentów wraca siostra bliźniaczka Luciana- Madeline. Z kobietą nie ma żadnego kontaktu, dlatego bracia decydują się zatrudnić pielęgniarkę Julię, by pomagała Madeline nawet w najdrobniejszych czynnościach. Ta historia niesie ze sobą mnóstwo tajemnic i sekretów, a Nowy Orlean w tle, dodaje jeszcze więcej tajemniczości, co sprawia, że od tej książki nie można się oderwać. 

Ta powieść była dla mnie wielkim zaskoczeniem, po pierwsze za charakterystykę Lucyfera, którego historię poznajemy bliżej w pierwszym tomie. Jego postać była buntowniczo nastawiona do życia, jedyne co robił to imprezował i sprowadzał do domu co chwilę to nową panienkę. Lucyfera poznajemy w chwili, gdy wyraźnie daje nam odczuć, że jest lekko znudzony takim postępowaniem, dlatego idealnym powiewem świeżości staje się dla niego piękna pielęgniarka Julia, którą mężczyzna zapragnie bliżej poznać. 

Bracia de Vincent słyną ze złej reputacji. Krążą plotki, że nad mężczyznami wisi klątwa, która sprawia, że każda kobieta, która się do nich zbliży, ginie. Bracia głęboko w to wierzą i mają poczucie, że przez swoje zachowanie niszczą innym ludziom życie, dlatego żyją tak jak żyją. Spodobało mi się to, że autorka w każdym tomie pozwoli nam bliżej przyjrzeć się każdemu z braci de Vincent, którzy pod skorupą obojętności skrywają prawdziwe uczucia i zupełnie inne oblicze. 

Autorka świetnie budowała napięci, sprytnie prowadząc całą akcję i powoli zbliżając nas do punktu kulminacyjnego. Rozwiązanie zagadki mnie przypadło do gustu, bowiem było logiczne i spójne z całością. Rzucało całkiem inne spojrzenie na całą historię Lucyfera. 

Podsumowując "Lucyfer" to całkiem niezły początek trylogii o braciach de Vincent. Znalazłam w tej powieści dużą dawkę humoru oraz pikanterii, czy też strachu. Książka wciągnęła mnie do tego stopnia, że  przeczytałam ją w kilka godzin, co dowodzi, że była świetna. 

5 komentarzy:

  1. Mam na czytniku, ale kurde, jakoś nie potrafię się zebrać do tej ksiązki. Ostatnio kupiłam "Dwa światy", zaczęłam i... odłożyłam przerażona. Ta powieść pisana jest tak źle, że aż cięzko w to uwierzyć, bo ksiązki tej autorki lubię. Lucyfera się więc boję xD
    Pozdrawiam ciepło :)
    Kasia z niekulturalnie.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli chodzi o pierwszy akapit to mam tak samo. :D Intryguje mnie ta książka. :)

    Jools and her books

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam już dużo dobrego o tej książce, więc mam ją w planach. Widziałam, że jest już drugi tom, więc pomału mogę się zabierać za tę serię. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałam w planach, ale chętnie poczytam :)
    Pozdrawiam, Eli https://czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń